And i will sail my vessel, till the river runs dry.
Like a bird apon the wind, these waters are my sky.
I’ll never reach my destination if i never try,
So I will sail my vessel, till the river runs dry!
luźne tłumaczenie:
„I będę żeglował, póki starczy rzeki
Jak ptak chwytający wiatr, ta woda to moje przestworza
Bo nigdy nie dopłynę do celu, jeśli nie spróbuję
Więc płynę – póki starczy rzeki!”
Świat zdaje się czasem pędzić w zawrotnym tempie, a my biegniemy za nim z wywieszonym językiem nie zastanawiając się nawet dlaczego i nie rozglądając się na boki. I nawet kiedy czasem schwytamy królika za nogi mamy wrażenie, że nadal czegoś nam brak. Swojego miejsca na ziemi, do którego się przynależy. Domu. Nie tego z betonu, tylko tego w sercu.
„Paddlers goooooo foooorward!” – donośny okrzyk Rona niesie się po rzece, którą spływają codziennie pontony rafingowe. Ron, który wygląda jak prawdziwy wilk morski, steruje jednym z pontonów. Jest wielki, brodaty i nosi beretkę. Z takim sternikiem czuję się bezpieczna. Ron wygląda, jakby się urodził na rzece.
RON – sternik pontonu na Snake River i jego historia
W sumie można to uznać za prawdę – Ron urodził się na rzece… na nowo.
Kiedyś był Yuppie. Pracował w wielkiej korporacji handlowej, robił świetną karierę. Jego żona podobnie w AT&T. Zarabiali dużo, mogli sobie na wiele pozwolić – dom, samochody, wakacje – ale nie czuli się szczęśliwi. Życie mijało obok i w końcu… przeminęło. Żona Rona zmarła na raka. Wtedy postanowił rzucić znienawidzoną pracę i trafił na Snake River w Wyoming.
Jest sternikiem już ponad 10 lat i wie, że tu jest jego Dom. To się czuje, gdy opowiada o rzece jak o dziewczynie, którą po tylu latach nadal kocha. Mimo, że spływał nią już jakieś 20 000 razy.
Rzeka – jego miejsce na ziemi
„Nie znudziło ci się?” pytam ze zdziwieniem. Dla mnie rzeka jak rzeka. A Ron się rozgląda i mówi: „Nie. Przecież za każdym razem rzeka jest inna. Inna pogoda, inny stan wody, inni ludzie. Czasem można wypatrzyć zwierzęta na brzegu, czasem grupkę szalonych młodych Polaków, którzy targają kajaki na szczyt stromego i wysokiego brzegu i robią wariacki ślizg do wody. Czasem trafia się jakiś „pasażer” znany z show-biznesu lub świata polityki.
– „A film 'Dzika Rzeka z Meryl Streep wdziałeś?” – pytam się nawiązując do sław.
– „No pewnie! Moja obecna dziewczyna szkoliła Meryl sterowania pontonem. Miała ją dublować w trudniejszych scenach, ale Meryl dała sobie świetnie radę sama!”
Ron promienieje ustawiając ponton przed progiem rzecznym. Przypomina, że mamy wiosować porządnie na komendę. Staram się, mimo, że zimna woda chce nas zmyć z pokładu. Za progiem przemoczona odwracam się i widzę, że Ron jest zupełnie suchy.
– Oj! Ale mnie chlapnęło! – śmieje się ścierając pojedynczą kropelkę z okularów przeciwsłonecznych…
Pociesza nas, że nie zawsze jest mu tak sucho, a bywa, że i on ląduje w wodzie.
Jednego tylko Ron ma już dość – dotkliwych zim stanu Wyoming. Dlatego z rozmarzeniem mówi, że tej zimy czeka już na niego remontowana łódka w ciepłej Kaliforni. A potem znowu wróci na rzekę.
Pontonem za nami steruje dziarska, trzydziestocztero-letnia dziewczyna. Skończyła z wyróżnieniem studia prawnicze, miała pracę w dobrej kancelarii. Zrezygnowła z tego i osiadła na rzecze. Tu czuje się szczęśliwa i spełniona. Tylko matka, odwiedzając ją, nie przestaje jej wypominać zmarnowanej, dobrze zapowiadającej się kariery.
Ale ona – podsumowuje Ron – przynajmniej odnalazła swoje miejsce na ziemi. Wielu ludziom nie udaje się to przez całe życie.
0 komentarzy